• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Na muszce Mausera. Strzały w kantorze i u lekarza

Tomasz Kot
31 stycznia 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Na miejscu zbrodni jako pierwszy znalazł się fotoreporter Wieczoru Wybrzeża, dlatego ta gazeta najbardziej szczegółowo opisywała morderstwo w kantorze "Monte". Na miejscu zbrodni jako pierwszy znalazł się fotoreporter Wieczoru Wybrzeża, dlatego ta gazeta najbardziej szczegółowo opisywała morderstwo w kantorze "Monte".

Zabójstwo w kantorze wymiany walut "Monte" we Wrzeszczu było jedną z najgłośniejszych zbrodni początku lat 90. w Trójmieście. Policjanci stawali na głowie, żeby znaleźć zabójcę, jednak wszystkie tropy prowadziły donikąd. Zabójcę aresztowano przez przypadek, w związku z zupełnie inną sprawą.



W piątek 12 października 1990 r. o godz. 17 przy al. Grunwaldzkiej zobacz na mapie Gdańska kłębi się tłumek gapiów. Ludzie stoją pomiędzy delikatesami a gmachem poczty, przed wejściem do bramy, w której mieści się kantor "Monte". Wewnątrz na podłodze, za rozbitymi szklanymi drzwiami, leży na plecach 40-letnia kasjerka Julia G. Pod uchem leżącej widać otwór wlotu pocisku. Wokół głowy rozlewa się kałuża krwi.

Przed chwilą z kantoru wybiegł jego właściciel, który pobiegł na zaplecze delikatesów zadzwonić na policję. W biegu rzucił tylko do klientki, która przyszła wymienić pieniądze, żeby pilnowała interesu. Zdziwiona zajrzała do środka kantoru i natychmiast się cofnęła.

Zanim na miejsce przyjedzie policja, do środka zaglądają gapie. Wchodzi również fotoreporter "Wieczoru Wybrzeża", który znalazł się w tym miejscu przypadkiem. Robi kilka zdjęć na miejscu zbrodni i wychodzi. W końcu przyjeżdża policja i próbuje opanować chaos.

Tropy donikąd

Na miejscu znaleziono dwie łuski od pocisków kalibru 9 mm i dwa niewystrzelone naboje. Pociski zostały wyprodukowane w Polsce w 1977 r. i przeznaczone były do pistoletu Makarowa (PM).

Podczas sekcji zwłok denatki ustalono, ze została trafiona dwoma pociskami. Jeden trafił nad prawą piersią kobiety, przebijając płuco i zatrzymując się w okolicy kręgosłupa. Drugi trafił w głowę, niszcząc pień mózgu.

Brak charakterystycznego osmalenia otworu wlotowego po kuli, która trafiła kasjerkę na piersią, wskazywał że strzelano z dystansu.

Z kantoru ukradziono 3 tysiące dolarów i 11 milionów złotych (za 1 dolara płacono wówczas 9500 zł, przeciętnie płaca wynosiła ok. 2 milionów złotych, a tzw. płaca minimalna 652 tysiące zł).

Właściciele trójmiejskich kantorów wyznaczyli nagrodę za wskazanie morderców. Początkowo 50, potem 100 milionów złotych. Dlatego telefony na komendach dzwoniły cały czas. Ludzie przekazywali wszystko, co - jak się im wydawało - mogło pomóc w ujęciu morderców.

W pierwszej policyjnej hipotezie morderstwa dokonało dwóch sprawców. Łączono tę sprawę m.in. z potrójnym zabójstwem dokonanym kilka dni później w Gdyni, również przy użyciu broni palnej. Okazało się jednak, że to ślepa uliczka, podobnie jak i pozostałe tropy.

Policjanci dokładnie prześwietlili bezdomnego, który często żebrał przed znajdującym się blisko kantoru lokalem "Akwarium".

Dzień po zabójstwie w hotelu "Gdynia" doszło do awantury między dwoma mężczyznami. Jeden z nich dusił drugiego i wrzeszczał: "Ch..u, przez ciebie musiałem ja zabić!" Awanturnicy szybko wyszli, ale gdy ich zatrzymano, okazało się, że nie mieli nic wspólnego z zabójstwem.

Przesłuchana zostaje nawet licealistka, która rozmawiała o zabójstwie z koleżankami.

W końcu na komendę zgłosił się znany recydywista Mirosław M. Stwierdził, że to on zaplanował skok i zabił pracownicę kantoru. Mirosław M. to mitoman, który na co dzień uważa się za szefa gangu, chronionego przez specjalne oddziały policji. Szkopuł w tym, że rzekomy wspólnik Mirosława M. w czasie skoku przechodził w szpitalu operację.

Śledczy nie mieli żadnego sensownego punktu zaczepienia.

Nic nie dzieje się bez przyczyny, kochany

Niedziela 17 marca 1991 r. Willowa ulica w Górnym Sopocie. Za rzędem domów wkomponowanych w skarpę zaczyna się las. Jedna z willi należy do znanego sopockiego lekarza, który prowadzi tu też prywatny gabinet.

Ciszę leniwego popołudnia przerywa huk wystrzału i brzęk tłuczonego szkła. Ktoś oddaje strzał w okno kuchni lekarza. Kula roztrzaskuje podwójna szybę, przebija drzwi lodówki i grzęźnie w tylnej ściance urządzenia.

Archaiczny Mauser kal. 9 mm, wzór z 1912 r. To z takiego pistoletu zastrzelono pracownicę kantoru Monte we Wrzeszczu. Archaiczny Mauser kal. 9 mm, wzór z 1912 r. To z takiego pistoletu zastrzelono pracownicę kantoru Monte we Wrzeszczu.
Kilkanaście minut później ktoś dzwoni na domowy telefon poszkodowanego. Męski głos sugeruje, że właścicielowi willi może się coś stać, jeśli nie będzie wykonywał poleceń.

Lekarz nie traci zimnej krwi i zawiadamia policję. Dom jest pod dyskretną obserwacją wywiadowców. Następnego dnia w sopockiej willi znów dzwoni telefon. Tym razem rozmowa nagrywana jest na magnetofonie. Męski głos pyta gdzie lekarz znalazł kulę, w murze czy w oknie.

Lekarz odpowiada, że ranny został człowiek.

- No cóż, trudno. Nic nie dzieje się bez przyczyny, kochany - twierdzi tajemniczy głos, po czym się rozłącza.

Kolejny raz telefon dzwoni 20 marca. Dzwoniący twierdzi, że lekarz ma trzy możliwości: wyjedzie z Trójmiasta i "zniknie" z oczu prześladowcy, zapłaci szantażyście 200 milionów złotych, albo zostanie zabity.

Podsłuchujący rozmowę policjanci nie mogą namierzyć mężczyzny. Za każdym razem dzwoni z innej budki. Postanawiają zastawić pułapkę na szantażystę. Namawiają doktora, żeby zgodził się na okup, ale żeby się targował. To po to, aby bandyta nie nabrał podejrzeń.

Lekarzowi udaje się wytargować całkiem sporo. Szantażysta godzi się za 50 milionów zrezygnować z gróźb. Dzwoni trzykrotnie wydając dyspozycje dotyczące przekazania okupu. Nie udaje się akcja policjantów, którzy nakazują telekomunikacji wyłączyć wszystkie sopockie budki telefoniczne, zostawiając tylko trzy, będące pod stałą obserwacją.

O godz. 22 mężczyzna dzwoni ostatni raz i nakazuje przekazanie paczki z okupem 18-latkowi z niebieską siatką, który będzie czekał przy budkach telefonicznych obok sopockiego "Fantoma". Lekarz potwierdza przekazanie pieniędzy przez zięcia, w którego ma wcielić się policjant.

Przekazanie okupu za pozostawienie sopockiego lekarza w spokoju odbyło się przed sopockim "Fantomem", znajdującym się na rogu ul. Bohaterów Monte Cassino i Powstańców Warszawy. Przekazanie okupu za pozostawienie sopockiego lekarza w spokoju odbyło się przed sopockim "Fantomem", znajdującym się na rogu ul. Bohaterów Monte Cassino i Powstańców Warszawy.
Niedoszły handlarz swetrów

23 marca późnym wieczorem pełniący rolę posłańca chłopak odebrał okup i poszedł na kolejkę SKM. Za nim podążają wywiadowcy. Śledzony wsiadł do przedziału służbowego na końcu wagonu. Gdy pociąg ruszył z przystanku Wyścigi, nastolatek otworzył okno, ale po chwili je zamknął. Nic nie wyrzucił.

Na stacji Gdańsk Politechnika policjanci zatrzymali posłańca. Podczas przesłuchania okazało się, że chłopak jest uczniem szkoły zawodowej, który praktyki zawodowe odbywa w stoczni. To tam, przed bramą zakładu zaczepił go kilka dni temu nieznajomy. Zaprosił na hamburgera i zaproponował milion złotych w zamian za pomoc. Chłopak miał odebrać siatkę z okupem i wyrzucić ją z kolejki między przystankami Sopot Wyścigi a Gdańsk Żabianka.

Plan spalił jednak na panewce, ponieważ posłaniec postanowił sam zostać bogaty, bez udziału nieznajomego.

Pojawiła się więc szansa na ujęcie szantażysty. Gdyby coś poszło nie tak, posłaniec miał się pojawić następnego dnia przed bramą stoczni.

25 marca, tuż po godzinie 13, pod bramą pojawił się młody mężczyzna, ubrany w dekatyzowaną dżinsową kurtkę i takież spodnie. Twarz okala mu rzadka broda. Na widok otaczających go policjantów wypala jak z pistoletu: - To ja zabiłem kasjerkę z kantoru we Wrzeszczu.

Zatrzymanym okazał się 25-letni Grzegorz N. pochodzący z okolic Cieszyna. Ojciec dwojga dzieci w wieku lat 4 i roku.

Broń, którą okazał się archaiczny Mauser kal. 9 mm (wzór z 1912 r.), przechowywał wraz z amunicją w sopockim pensjonacie, w którym mieszkał. Lekarz miał być jego kolejnym celem, ponieważ N. skończyły się pieniądze z napadu ma kantor.

Pieniądze potrzebne mu były na spłatę kredytu, który wziął razem ze swoją konkubiną na rozkręcenie interesu, handlu tureckimi swetrami. Ponieważ interes się nie wypalił, pieniądze poszły na telewizor, wideo, sprzęt AGD i życie. Dług jednak został.

Naciskany przez partnerkę mężczyzna przyjechał na Wybrzeże w poszukiwaniu pracy. Napad na kantor wydał mu się najlepszym sposobem na zdobycie dużych pieniędzy. Na warszawskim bazarze Różyckiego kupił Mausera za 400 dolarów i 40 sztuk amunicji za kolejne 40 "zielonych".

Początkowo planował napad na kantor w centrum Gdańska, w okolicach ulicy Długiej. Obserwował też kantory przy dworcu głównym i te znajdujące się we Wrzeszczu. Jego wybór padł na kantor "Monte", ponieważ zazwyczaj przebywała w nim tylko jedna z dwóch zatrudnionych tam kasjerek.

Za pieniądze z napadu Grzegorz N. spłacił część kredytu. Resztę łupu pochłonęły dyskoteki, restauracje i sopockie kasyno. Zbliżał się termin kolejnej spłaty, a mężczyzna był znów pod kreską.

Grzegorz N. przyznał się do morderstwa. Były też dowody. Wśród ogromu śladów linii papilarnych w kantorze śledczy zidentyfikowali zakrwawiony odcisk palca, który morderca pozostawił na ścianie.

Policjanci na początku lat 90 byli delikatni. W aktach sprawy napisano, że lodówka lekarza była zapełniona produktami spożywczymi, w związku z czym nie można było wydobyć tkwiącego w tylnej ściance pocisku, bez narażania na straty właścicieli mieszkania.

Specjaliści z Wojewódzkiego Laboratorium Kryminalistycznego KWP w Gdańsku przeprowadzili eksperyment wytyczając domniemany tor balistyczny lotu pocisku. W punkcie, który wyznaczyli jako stanowisko strzelca, znaleziono łuskę po pocisku do pistoletu PM. Łuska miała charakterystyczny ślad uderzenia grota iglicznego. Zbieżny z tym jakie miały łuski znalezione w kantorze "Monte".

Morderstwo i psychoenergoterapeuta - te informacje trafiły na pierwszą stronę Wieczoru Wybrzeża dzień po napadzie na kantor. Morderstwo i psychoenergoterapeuta - te informacje trafiły na pierwszą stronę Wieczoru Wybrzeża dzień po napadzie na kantor.
Przebieg napadu

Grzegorz N. obserwował kantor przez 20 minut. Potem wszedł do środka i zamknął drzwi. Podszedł do okienka i podniósł pistolet. Kasjerka gwałtownie sięgnęła w bok i wyjęła pojemnik z gazem. Wtedy N. pociągnął za spust. Kobieta zniknęła mu z oczu.

Bandyta próbował przeładować pistolet, ale ten się zaciął. Znalezioną w kantorze blaszką wydłubał dwa naboje, które spadły na podłogę. Rozbił nogą szklane drzwi. Nawet nie zauważył, że krwawi z rozciętej nogi i dłoni.

Po wejściu do środka przestępca odłożył broń na ladę i zaczął pakować banknoty. Leżąca w rogu kobieta zaczęła się poruszać i sięgnęła po pojemnik z gazem.

- Poczekaj chwilę, jak wyjdę zadzwonię po pogotowie - rzucił do niej Grzegorz N., przydeptuje kasjerce rękę.

Gdy od niej odszedł, kobieta znów próbowała wziąć gaz do ręki. Wtedy mężczyzna podniósł pistolet i strzelił do niej, nie patrząc jej w oczy. Włożył pistolet do worka z pieniędzmi i wybiegł z kantoru.

Grzegorz N. został skazany na 25 lat więzienia. Jeśli do tej pory nie udało mu się skrócić odsiadki, z więzienia wyjdzie w przyszłym roku.

Opinie (44) 3 zablokowane

  • ale narwana ta kasjerka, zamiast leżeć cicho to się kurde z gazem rzucała na goscią aż ją w końcu odpalił, głupia baba... (1)

    Przeciez kasa z reguły jest ubezpieczona, zresztą to nie jej więć głupota totalna i zapłaciła za to życiem....

    • 7 2

    • bo szef powiedział broń moją kasę swoją piersią :) teraz szkolą, aby oddać wszystko i chronić życie.

      i dlatego tak łatwo przestępcą nawet z bronią zabawką obrobić bank, kantor, itp. ale znam kantor do którego przestępca z bazuką musiał by wejść żeby go okraść :)

      • 1 0

  • (2)

    Panie KOT ! To nie lata 90-te ze karmi Pan czytelnikow tanimi kryminalami. A i ten morderca zmarl a wiezieniu na AIDS ktorym sie zarazil od Teresy K ćpającej heroinne na dworcu pks w Gdansku.

    • 6 5

    • pamietam

      Tereske fajna laska

      • 3 0

    • co za bzdura !!!!

      ciekawa jestem skad taka szczegołowa informacja gdzie i od czego morderca zmarl ??? ludzie nie macie pojecia a takie historie sobie piszecie !!!

      • 0 0

  • Ten lekarz to nie W. tylko Wolf.....znany sopocki zboczeniec który molestował swoje pacjentki ....mieszkałem obok.....

    To było traumatyczne.....pamiętam to zabójstwo.....Bravo Policja!

    • 7 6

  • Tani kryminał żaden grzegorz n na 100 % w tamtych czasach sami kantorowcy się eliminowali komu te historyjki. (3)

    • 4 2

    • kantory (2)

      SB mialo w 100%

      • 8 0

      • sciema z tym

        Malolatem...sami sie kantorowcy wykanczali.

        • 0 2

      • no tak bo pierwsi wiedzieli o przemianach :) i zrobili na tym interes może rzucimy parę nazwisk, które robią na tym interes do

        tej pory

        • 8 1

  • Chcialbym zauwazyc, ze tu zginela kobieta

    To nie jest jakas tam sobie historia (jakby sie wydawalo po komentarzach). Dla wielu osob to ogromna tragedia. Bezesnowna tragedia.

    • 9 1

  • Coś tu nie gra?

    Ciężko ranna sięgnęła po gaz (czy miała gaz przywiązany do ręki, bo chyba upadła) a bandyta "w obronie własnej" strzelił jej w głowę. Musiał się przecież bronić biedaczek. Opowiastka bandyty po konsultacjach z "adwokatem". Niejasny jest również motyw pierwszego "słupa" przyznającego się do zbrodni.

    • 0 0

  • ?

    A skad wiecie,ze morderca mowil prawde?Przeciez mogl ja zabic bez ostrzezenia,albo nawet blagajaca o zycie....Ta Pani miala ponoc 9 letnia corke.Po tej tragedii pojawil sie na scianie przy kantorze napis:-Kocham Cie Mamo....

    • 2 0

  • Model z 1912 nie strzelał amunicją 9mm Parabellum

    • 0 2

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane