• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Cios cegłą po kłótni w tramwaju. "Ukamienowali go!"

Tomasz Kot
3 lipca 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Gdy tramwaje były przeładowane, pasażerowie jeździli nimi stojąc na stopniach i trzymając się zewnętrznych uchwytów. Gdy tramwaje były przeładowane, pasażerowie jeździli nimi stojąc na stopniach i trzymając się zewnętrznych uchwytów.

O nieporozumienia i konflikty w tłoku, pośpiechu i upale zawsze łatwo. Gorącym latem 1947 r. w tramwaju linii nr 3 doszło do utarczki słownej, a potem do bójki zakończonej śmiercią jednego z jej uczestników.



O godzinie 20.30, w ciepły piątkowy wieczór 25 lipca 1947 r., do tramwaju linii nr 3 jadącego z centrum Gdańska do Nowego Portu, wsiadło dwóch pijanych mężczyzn - byli to Bolesław CymowskiZdzisław Letkawski. Ze względu na wieczorną porę wewnątrz nie było już wielu pasażerów. Minął już popołudniowy szczyt, kiedy to ludzie wracali do domów ściśnięci w wagonach jak sardynki lub wręcz wiszący na zewnątrz na stopniach pojazdu jak winogrona (tak się mówiło wówczas na podróżujących na buforach i stopniach tramwajowych).

Cymowski i Letkawski kontynuowali swój bełkot z przystanku, przechwalając się na różne tematy i plotąc bez ładu i składu. Pozostali pasażerowie zajęli się swoimi sprawami i patrzeniem w okna. Nikt nie miał specjalnie ochoty na kontakt towarzyski z pijakami.

Poza jednym z pasażerów, którego zachowanie pijanych wyraźnie drażniło. Wyglądał tak jakby miał zaraz eksplodować. Rzucał co chwila w ich stronę nieprzyjazne spojrzenia.

Podpici zajęci sobą nie zwracali na niego w ogóle uwagi. Wcześniej kupili bilety u konduktora, co zajęło im nieco czasu potrzebnego przede wszystkim na złapanie równowagi, a potem wyszukanie drobnych.

Z relacji, jakie zamieściła prasa tuż po zdarzeniu wynikało, że to dwóch pijanych chuliganów zaatakowało niewinnego pracowniwka komunikacji wojewódzkiej. Z relacji, jakie zamieściła prasa tuż po zdarzeniu wynikało, że to dwóch pijanych chuliganów zaatakowało niewinnego pracowniwka komunikacji wojewódzkiej.
Gdy przedwojenny tramwaj typu Bergmann, dojeżdżał do warunkowego przystanku przy ul. Twardej zobacz na mapie Gdańska, podpici jegomoście zaczęli chwiejnie zbierać się do wyjścia.

- Panie motorniczy, panie kierowniku, zatrzymaj pan, wysiadamy!
- Stać, otwieraj pan!
- ochrypłe głosy mieszały się ze sobą.

Dla nadania wagi swoim wezwaniom Cymowski zaczął wymachiwać prawą ręką, jakby odganiał się od much. W końcu udało mu się złapać biegnący pod sufitem sznurek, podłączony do dzwonka, którego dźwięk informował motorniczego by zatrzymał tramwaj przy przystanku "na żądanie".

Tego nie zniósł już pasażer, który od początku łypał na obu pijaczków. Jan Stróżański pracował w Międzykomunalnych Zakładach Komunikacyjnych Gdańsk- Gdynia i choć teraz był już po pracy czuł się w obowiązku interweniować, tym bardziej, że umundurowany konduktor nie reagował na jego zdaniem karygodne wybryki podchmielonych.

- Czego szarpiesz dziadu kalwaryjski. To nie postronek od krowy. Tylko konduktor może używać dzwonka - Stróżański podszedł do Cymowskiego i wrzasnął mu prosto w twarz, kipiąc ze złości.

Przywołany do porządku i zaskoczony Cymowski zamilkł i wybałuszył oczy na krzyczącego. Po chwili zogniskował swój wzrok na postaci Stróżańskiego i zaśmiał się bełkotliwie.

- A ty co? Pan konduktor? Sam do krów idź! A mnie tu nie bałakaj. Zdzichu, wysiadamy!

Motorniczy właśnie zatrzymał się na przystanku przy Twardej.

- Ty parobku! Byki idź paść! - krzyknął Stróżańśki.
- A ty świnie! - Cymowski machnął ręką lekceważąco wysiadając z tramwaju.

Stróżański nie panując nad sobą posłał w kierunku pijanych wiązkę bluzgów odsądzających od czci i wiary zarówno pijanych jak i ich matki.

- Takiś mocny? No to chodź! - wrzasnął w odpowiedzi chwiejący się na nogach Cymowski.

Tramwaj już jechał w kierunku Nowego Portu, ale nie zważając na to Stróżański wyskoczył w biegu i rzucił się na przeciwników. Wpadł na Letkawskiego, który stał bliżej toru i zadał mu kilka ciosów pięścią w twarz, po których zaatakowany legł jak długi na ziemi. Po chwili podniósł się na czworaka, zabrał czapkę, która spadła mu z głowy i zaczął uciekać.

Potem Stróżański runął na Cymowskiego próbującego zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Z odrętwienia wyrwały go ciosy w głowę, których rozwścieczony współpasażer mu nie żałował. Cymowski zachwiał się, ale nie upadł. Odepchnął napastnika i z wyrazem furii na twarzy sięgnął po cegłę, leżącą na pryzmie przy przystanku. Rzucił nią w kierunku atakującego i trafił Stróżańskiego w głowę.

Trysnęła krew, a krewki napastnik runął bez przytomności na torowisko.

Cymowski w pierwszym odruchu rzucił się do ucieczki. Jednak zatrzymali go obecni na przystanku pasażerowie. Wywiązała się kolejna szarpanina, podczas której przypadkowi świadkowie zajścia usiłowali wymierzyć sprawiedliwość Cymowskiemu.

Zdjęcie tramwaju jadącego w 1949 r. ul. Długą w Gdańsku. Po prawej stronie widać fragment Złotej Bramy i Katowni. Zdjęcie tramwaju jadącego w 1949 r. ul. Długą w Gdańsku. Po prawej stronie widać fragment Złotej Bramy i Katowni.
Do linczu jednak nie doszło. Po chwili emocje opadły na tyle, że wszyscy zabrali się za cucenie Stróżańskiego, co się w końcu udało. Ktoś musiał powiadomić milicję, ponieważ pojawił się mundurowy. Wezwano dorożkę, którą milicjant z rannym pojechali do Akademii Medycznej, a potem z Cymowskim na komisariat.

Lekarze stwierdzili u Stróżańskiego pękniecie czaszki. Nie byli w stanie mu pomóc i następnego dnia uderzony cegłą zmarł.

Po przesłuchaniu przez prokuratora Cymowski został wypuszczony. Nałożono na niego jedynie nadzór milicyjny i co kilka dni musiał meldować się na komisariacie.

Tymczasem w prasie rozpętała się histeria, która nakręciły nie do końca prawdziwe relacje z miejsca zdarzenia. Komunikat brzmiał: funkcjonariusz MZKGG zwrócił uwagę pijanym i agresywnym osobnikom, za co został ukamienowany na przystanku.

Z całego kraju zaczęły płynąć do MZKGG kondolencje. Dopiero we wrześniu 1947 r. w prasie ukazała się notka, która opisała prawdziwy przebieg zajścia na przystanku przy ulicy Twardej. Cymowski stanął przed sądem, odpowiadał jednak z wolnej stopy. Trafił potem na krótko do więzienia.

Opinie (22) 2 zablokowane

  • Wyskoczył komuszy aparatczyk z tramwaju myśląc, że go Lenin z piekła ochroni, a tu psikus.

    Chłop ze słomą w butach go położył, brawo!

    • 5 4

  • Proszę o więcej historyjek z naszego miasta (3)

    Codzienne życie hmm

    • 4 0

    • (2)

      Pojezdzij tramawajami a najlepiej skm i bedziesz mial istne reality show bez czytania a gwarantowanym doswiadczeniem wszystkiego na sobie.

      • 0 0

      • lepiej zaopatrzyć się wpier w cegłę albo inna broń białą (1)

        • 1 0

        • Białą znaczy w pustak.

          • 1 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane